sobota, 28 maja 2016

Rozdział 11

~Oczami Rose~

Cały plan zaczął się walić i nie wiedziałam co robić. Byłyśmy z Emmą tak blisko ale wszystko zaczęło się psuć. Wiedziałam że Dylan i tak zawsze będzie kochał Victorię, jedyne co wskazywało na to że jesteśmy małżeństwem był zwykły papierek podpisany siedemnaście lat temu i nic więcej. Tak naprawdę nasze rozmowy zawsze kończyły się kłótnia, a jedyne co nas łączyło to dzieci. Myślałam że chociaż one będą mi posłuszne ale nie. Miałam zaplanowane całe nasze życie. Ale one i tak mnie zawiodły. Sophie jest zapatrzona w tego bękarta, czasami mam wrażenie że dla niej rzuciła by wszystko, a Will, ohh Will on miał być moim skarbem. Wieczne posłusznym i oddanym i tak było. Własnie było. Teraz przez tą całą sprawę zmienił się nie do poznania. Zmienił się nie do poznania. Nie zauważyłam tego szybciej, dopiero jego rozstanie z Emmą pozwoliło mi przejrzeć na oczy. Z hukiem zamknęłam walizkę i wyszłam z domu. Nikt nawet tego nie zauważył. To nawet dobrze teraz przynajmniej upewniłam się że nikt mnie nie zobaczy. Dotarcie do odpowiedniego miejsca nie zajęło mi długo, a Ivan już na mnie czekał. Przyśpieszyłam bo myślałam że jest sam ale myliłam się za nim stał młody człowiek, w wieku Amandy o ciemnych włosach i niebieskich oczach które były identyczne jak u Willa i Dylana.

-Miałeś być sam- wyszeptałam.

-Wybacz, Theo nie będzie przeszkadzał- mówiąc to zbliżył się do mnie i mnie pocałował. Dawno nikt tak mnie nie całował. Kochałam go ale mimo to go odepchnęłam.

-Nie zapominaj że jestem mężatką! A także nie życzę sobie żeby ten bękart który już dość pokomplikował moje plany stał tutaj i się na nas gapił!

-Ohh... Czyż byś była w złym nastroju Rose? Co się stało Will jednak nie jest aż takim mami synkiem?- Theo wybuchnął śmiechem.

-Niestety bękarcie Will jest podobny do ojca nie tylko z wyglądu.

-Rose co to za przezwiska- Theo nadal miał wyjątkowo świetny humor co tylko doprowadzało mnie do jeszcze większej złości. Czułam jak moje kości się wydłużają, łamią i wyginają, a moje ciało powoli porastało kasztanową sierścią. W ustach poczułam ciepłą, lepką ciecz. Krew która wypływała z dziąseł z których wyrastały kły. Moje zmysły się wyostrzyły. Rzadko się przemieniałam ale uwielbiałam to uczucie wtedy czułam się wolna. Miałam już rzucić się na Theo ale straciłam panowanie nad swoim ciałem i nie mogłam się ruszać. Ta wredna mała hybryda unieruchomiła mnie swoją magią. Theo był bliźniakiem Amandy więc to że potrafił posługiwać się magią nie było niczym niezwykłym.

-Rose... Proszę cię. Co ci to da, że się na niego rzucisz? Odpuść- usłyszałam delikatny głos należący do Ivana. Posłuchałabym go ale moja żądza zemsty była zbyt wielka.

Chciałam pozbyć się Victorii.

Chciałam ją zabić.

Chciałam zabić Amande.

Chciałam zabić Theo.

Chciałam by Dylan cierpiał za to co mi zrobił.

Chciałam dać upust złości którą dusiłam w sobie od 17 lat.

Chciałam by oni wszyscy cierpieli.

I nikt nie może mnie powstrzymać.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Powracam! Po długiej przerwie i  nową weną. Mam nadzieję że rozdział się wam spodobał. Wybaczcie że musieliście tyle na niego czekać.


sobota, 7 maja 2016

Wybaczcie!!!

Tak, Tka wiem dawno mnie nie było i za to bardzo przepraszam. Mam nadzieję że nie jesteście źli. 
Teraz tak pytanie które was pewnie zastanawia: kiedy będzie rozdział? A wiec tak: napisałam już połowę wiec postaram się go wstawić dziś lub jutro a;e jeśli mi się to nie uda to obiecuję że nie będziecie na niego czekać dłużej niż tydzień.

~~Ashlie