sobota, 26 marca 2016

Rozdział 10

~Oczami Bet~

Od powrotu Am minął tydzień wszyscy (no prawe) byli bardzo szczęśliwi z tego powodu, nawet Will nie przeszkadzało mu to że stracił szansę na stanowisko Alfy w stadzie, jedynie Rose i Emma nie kryły tego jak bardzo są złe z jej ucieczki. A ja nadal nie mogłam uwierzyć w to co wyznał mi Jev. Całe życie myślałam że wilkołaki, czarodzieje i inne nadprzyrodzone istoty nie istnieją a tu puf... wszystko wywraca się do góry nogami. Nagle świat który na co dzień spotykałaś w filmach staj się realny. Skoro moja najlepsza przyjaciółka była już bezpieczna postanowiłam wrócić do siebie. Nie widziałam potrzeby by dłużej tu mieszkać. Przed wyjazdem chciałam pożegnać się z Willem tym narcystycznym dupkiem który zmienił się w spaniałego chłopaka który zauroczył mnie pod każdym względem i nawet myślałam że on coś do mnie czuje, ale się myliłam, on jest z Emmą i nie sądzę żeby zrezygnował z niej dla mnie. Chociaż nie wiem co on w niej widzi. Nagle usłyszałam kłótnię dochodzącą z najbliższego pokoju i od razu rozpoznałam do kogo należą głosy.

-Nie rozumiesz! Straciłeś niepowtarzalną okazję!- Emma wymachiwała rękoma w wszystkie możliwe kierunki.

-Nie, nie rozumiem. Nie możesz zrozumieć że cieszę się z powrotu siostry? Owszem zawsze chciałem byś Alfą ale nie za taką cenę!

-A pomyślałeś o mnie?!

-O tobie? A co ty masz do tego tytułu?- Will zapytał z zdziwieniem.

-JA!? PRZECIEŻ JAK TY BYŚ ZOSTAŁ ALFĄ TO JA TEŻ!- Ona! Dlaczego? Przecież nie byli zaręczeni ani nic. Will był tak samo zdziwiony jak ja.

-Ty?

-Tak ja, taka była umowa. Twoja matka obiecała mi ten tytuł!

-Rose?! Ona nie będzie układała mojego życia! Jesteście siebie warte! Wybacz mi Emma ale z twojego tytułu nici! Tak samo jak z nami!- Emma przez chwilę patrzyła na niego z niedowierzaniem. Powoli przetwarzała każde jego słowo nagle podeszła do niego i z całej siły przywaliła mu w twarz zostawiając czerwony ślad swojej dłoni na jego policzku.

-Te twoje cholerne kości policzkowe!- wykrzyczała zginając się w pół i obejmując bolącą dłoń.

-To akurat bolało- odpowiedział, a ona z tupnięciem wyszła i wszystko było by dobrze gdyby nie fakt że akurat wpadła na mnie.

-Aaaa... czyli to tak! Teraz zrywasz ze mną a potem lecisz do niej!- powiedziała i omijając mnie wyszła. Przez chwile staliśmy tak z Willem patrząc się na siebie, żadne z nas nie wiedziało co powiedzieć. po prostu tak staliśmy i patrzyliśmy się na siebie, po dłuższej chwili postanowiłam jednak się odezwać.

-Przepraszam nie chciałam podsłuchiwać.

-Nic się nie stało, To nie twoja wina Bet, ona po prostu już taka jest.

-To może ja już pójdę i tak chciałam się tylko pożegnać.

-Odchodzisz?- zapytał niepewnie podchodząc do mnie bliżej.

-Tak, i tak nie jestem tu już potrzebna.

-Wcale nie. Potrzebuje cie yyy... to znaczy wszyscy.

-Wszyscy?- spojrzałam niepewnie na niego. Will zrobił tylko ten swój niepewny i zmieszany uśmieszek na widok którego poczułam jak moje policzki się rumienią a w brzuchu zaczęło latać stado motylków. Najwyraźniej on też to zauważył ponieważ podszedł jeszcze bliżej i chwycił moją twarz w dłonie.

-No dobrze ja cie potrzebuje- powiedział to i mnie pocałował. Czułam się cudownie nie potrafiłam opisać tego uczucia teraz już wiedziałam że nie byłam porostu zauroczona Willem Clarkiem byłam i jestem w nim szaleńczo zakochana i może to jest to uczucie o którym mówił mi Jev, a może nie miałam to gdzieś teraz liczył się tylko on i ja, i ten pocałunek.

~Oczami Jeva~

Leżeliśmy z Am na łóżku. Ona wypłakiwała mi się w ramię opowiadając cała historię i to jak dowiedziała się że ma brata, a ja cierpliwie jej wysłuchując co jakiś czas składałem delikatne pocałunki na jej głowie. Podziwiałem jej siłę większość osób na jej miejscu już dawno by zwariowała, ale nie ona, ona po prostu przyszłą do mnie położyła się obok i zaczęła po cichu płakać. 

-Kochanie wszystko się ułoży- pocieszałem ją jak tylko umiałem.

-Wiem, ale po prostu jestem na nich zła, Jak mogli mi nie powiedzieć ze mam brata i to do tego bliźniaka. Po prostu gdybym wiedziała to szybciej mogła bym uniknąć wielu rzeczy. Ale najbardziej martwi mnie to że Theo też ma moc i nawet mi to pokazał, wykorzystał moją niewiedzę i zwalił magię której użył na bransoletę którą mnie kontrolował. I jeszcze zrozumiałam słowa tamtej kobiety. Mówiła że nie jestem prawowitym następcą ojca tylko mój brat, myślałam że chodziło jej o Willa ale teraz wiem że chodziło o Theo. Nie wiem co mam teraz robić.

-A ja mam pomysł tylko trzeba by było przedyskutować to z twoimi rodzicami- powiedziałem i zerwałem się z łóżka ciągnąc ją za sobą.

-Jev? Co wymyśliłeś?- zapytała kiedy wychodziliśmy z pokoju i kierowaliśmy się do salonu.

-To proste musisz wyzwać Theo na pojedynek.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------I oto kolejny rozdział mam nadzieję że się wam podoba. Korzystając z okazji chciała bym życzyć wam wesołych świąt ;* 


niedziela, 20 marca 2016

Rozdział 9

~Oczami Victorii~


~~17 lat wcześniej~~

Nie to nie jest możliwe! Jakim cudem wpadłam. Przecież to nie możliwe bym miała dzieci z Dylanem, myślałam... nie wcale nie myślałam. Co teraz będzie on jest Alfą więc nasze dziecko będzie jego następcą ale według prawa sabatu moje pierworodne dziecko ma zostać przekazane władzy. Nie wiem co robić nie mogę tego ukryć Alice pewnie się już dowiedziała, a Dylan i tak się dowie.

-VICTORIA!- do mojego pokoju jak burza wpadła Alice z kilkoma innymi czarownicami. Przełknęłam ślinę i podniosłam się z łóżka.

-Kto jest ojcem?- zapytała jedna z kobiet.

-Nie, nie powiem wam!

-Victoria nie masz wyjścia. Twoja wpadka wiele nas kosztuje nie zmienisz tego, a dziecko i tak musisz nam oddać. Tak mówi prawo.

-Nie! nie będziecie mogli go zabrać!- zaprotestowałam.

-Nie rozumiesz! PRAWO MÓWI...

-Ojcem jest Dylan! DYLAN ALICE, DYLAN!-nie wytrzymałam i przerwałam jej z krzykiem.

-Przecież to nie możliwe!

-Najwyraźniej jednak możliwe! A skoro Dylan jest Alfą to nasze dziecko jest następcą!

-To się jeszcze okaże! Na razie trzeba zwołać radę- powiedziała i wyszła z pozostałymi zostawiając mnie samą z moimi myślami. Odczekałam pięć minut i wyszłam z pokoju. Po jakimś czasie czekałam już w lesie na Dylana. Musiałam mu wszystko powiedzieć ale nie wiedziałam jak, byłam cała zestresowana. W głowie miałam same czarne scenariusze bałam się że mnie zostawi. Dobrze wiedziałam że nas związek i tak z czasem by się skończył, on prędzej czy później musiałby kogoś poślubić, a tym kimś nie mogłam być ja. Nagle poczułam jak czyjeś ramiona zaciskają się w okół mojej talii. Instynktownie się odwróciłam i pocałowałam chłopaka. Kiedy tylko się od siebie odsunęliśmy poczułam ciecz spływającą po moich policzkach.

-Kochanie? Co się stało?- Dylan zapytał najłagodniej jak tylko się dało.

-Przepraszam. Dylan Przepraszam.

-Za co przepraszasz? Victoria co się stało?

-Przepraszam. Nie chciałam by tak wyszło. Myślałam że to nie możliwe- odpowiedziałam i wybuchłam jeszcze większym płaczem, nie panowałam nad sobą ani nad swoimi emocjami. To wszystko było dla mnie zbyt trudne.

-Co miało być niemożliwe?- chłopak był coraz bardziej przerażony, w sumie to oboje byliśmy on bał się tego co usłyszy, a ja tego co powiem.

-Jestem w ciąży.- w końcu to wydusiłam. Nagle nieoczekiwanie na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech. Objął mnie w tali i mocno pocałował. Ale ja nadal byłam smutna, nadal płakałam.

-Victoria przecież to wspaniała nowina. Dlaczego wciąż płaczesz?- Spojrzałam na niego i opowiedziałam mu całą historię, powiedziałam o prawie sabatu i o porannej rozmowie z Alice.

-Nie przejmuj się wszystko się ułoży.

~9 miesięcy później~

Bul który czułam był ogromny. Nie mogłam skupić się na niczym innym. 

-Dasz rade Victoria już prawie koniec!- krzyczała  Alice. -Jest pierwszy bohater, to chłopczyk. Dobrze jeszcze trochę i.... już gratuluję piękne zdrowa dziewczynka!

-Mogę?- zapytałam niepewnie.

-Oczywiście. Proszę- Kobieta podała mi 2 malutkie zawiniątka.

-Jak je nazwiesz?

-Theo i Amanda- odpowiedziałam automatyczne imiona już dawno wybrałam wraz z Dylanem który właśnie wszedł do pomieszczenia w którym się znajdowałam. Spojrzał na naszą trójkę i uśmiechnął się. Nie minęła nawet minuta, a już stał obok i głaskał Theo po główce. niestety nasza radość nie trwała długo nagle w pokoju pojawiła się cała rada sabatu wszyscy stali w czarnych pelerynach z kapturami na głowie.

-Przykro nam ale jedno dziecko należy do nas- przemówiła jedna z postaci.

-Nie, nie możecie!-zaprotestowałam ale na marne bo Alice już zabrała mi Theo i oddała go radze. -NIE! BŁAGAM! ODDAJCIE GO!

-Victoria prawo tak..

-MAM W DUPIE TO PRAWO! THEO!- jeszcze nigdy tak nie płakałam. Zabrali mi go, mojego synka.

-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Tak wiem rozdział miał być już dawno. No ale jest dzisiaj. Tym rozdziałem chciałam przybliżyć trochę historię odebrania Theo i mam nadzieję że się podoba :)