niedziela, 7 lutego 2016

Rozdział 7

~Oczami Amandy~

Każdy dzień wyglądał tak samo: pobudka, trening (chociaż nie wiem czy tak to można nazwać) i sen. Zawsze przychodził do mnie Theo aż do teraz. Dzisiaj przyszła jakaś wysoka kobieta, miała wyjątkowo bladą cerę i długie ciemne włosy. Bez słowa wyciągnęła mnie z pomieszczenia i zaciągnęła na sale treningową.

- Mówiłam temu idiocie że mu się nie uda, a on i tak się przy tym uparł- powiedziała rzucając mnie na ziemię.- Widać muszę się tym zająć sama. 

-Czym zająć i kim ty jesteś?

-Twoją przemianą. Jak myślisz kto nauczył Theo się przemieniać? Oczywiście że ja. On też nie mógł opanować swoich zdolności- nachyliła się do mnie.

-Jakie zdolności? O co ci chodzi?

-Nie powiedział ci? No widzisz jak tak bardzo chcesz wiedzieć to z nim pogadaj albo z swoją matką. A to nie będzie ci już potrzebne- szybkim ruchem zdjęła mi z dłoni bransoletkę - a teraz weźmy się do pracy- szybkim ruchem podniosła mnie z ziemi i ustawiła się na materacu. Nie czekając aż wykonam jakiś ruch zaatakowała mnie. W porę zdążyłam zrobić unik i uniknąć ciosu. Walka toczyła się jeszcze przez ponad godzinę wszystko mnie bolało ale nie mogła się poddać, poruszałam się coraz wolniej, a moje ciosy były coraz słabsze. W końcu upadłam zmęczona na ziemię.

-Już się poddajesz? No nie wierzę myślałam że jesteś silniejsza. Błagam cie czyżby mała hybryda nie miała już siły? Biedactwo skoro ledwie wytrzymujesz godzinną walkę jak chcesz utrzymać stanowisko Alfy? To twój brat powinien zostać Alfa mu należy się ten tytuł. Jest potężniejszy od ciebie. Jesteś tylko bezwartościowym mieszańcem. On jest prawowitym następcą twojego ojca!

-Kłamiesz! Will nie jest następcą jest młodszy!- wykrzyczałam przez łzy. Z trudem się kontrolowałam miałam wielką ochotę się na nią rzucić i rozszarpać jej gardło.

-Myślisz że chodzi mi o Willa? Tego wiecznie zapatrzonego w siebie wilka? Nie! Czy naprawdę jesteś aż tak głupia?! Pomyśl mały mieszańcu! Pomyśl rusz ta swoją główka!- I w tym momencie straciłam resztki kontroli, poczułam jak moje kości się lamią i zmieniają swój kształt, poczułam ciepła ciecz w buzi i ostre kły, a moje ciało pokryło się białą białą sierścią. Wszystkie zmysły się wyostrzyły. Po raz pierwszy w życiu udało mi się przemienić czułam się cudownie, jakbym mogła zrobić wszystko. Rzuciłam się na kobietę powalając ja na ziemię teraz to ja miałam przewagę. Kobieta broniła się ile mogła aż w końcu straciła przytomność. Mogłam ja zabić ale nie zrobiłam tego. Wykorzystałam okazję do ucieczki. Biegłam przez korytarze w stronę wyjścia aż w końcu udało mi się wydostać. Biegłam przez las dopóki nie uznałam że jestem już bezpieczna. Zmieniłam się z powrotem w człowieka i ruszyłam w dalsza drogę. Miałam dziwne wrażenie ze wszystko było zbyt łatwe.

Nie wiem ile czasu błąkałam się po tym lesie, wszystko wydawało się takie samo. Nagle usłyszałam głosy. Postanowiłam ruszyć w ich kierunku. Udało mi się dotrzeć na drogę a dźwięki stawały się coraz wyraźniejsze. Nagle w oddali zauważyłam dobrze znaną mi sylwetkę.

~Oczami Jeva~ 

Błąkałem się po lesie w poszukiwaniu jakiejkolwiek wskazówki która pomogła by mi znaleźć Am. Nagle usłyszałem kroki a chwile później przede mną pojawiła się Bet.

- Co ty tutaj robisz? Wracaj do domu nie powinnaś wychodzić z domu.

- Chce ci pomóc znaleźć Am. To moja wina że ją porwali- powiedziała.

-Bet... Przecież to nie...

- A właśnie ze tak! To ja ją zostawiłam -przerwała mi i ruszyła przed siebie. Wzruszyłem ramionami i poszedłem za Bet.

-Bet zrozum to nie twoja wina- powiedziałem i ruszyliśmy dalej w drogę błądziliśmy tak przez godzinę i nie natrafiliśmy na żadną poszlakę. Chciałem się już poddać kiedy w oddali zauważyłem postać. Nagą i rozczochraną dziewczynę, podeszliśmy bliżej a jej sylwetka stała się coraz bardziej wyrazista.

-Am!- wykrzyczałem i podbiegłem do dziewczyny. Była cała przemarznięta i brudna.

-Jev... Jev naprawdę tu jesteś- powiedziała i padła mi w ramiona. Kiedy się już odsunęła okryłem ją kurtką. Droga do domu nie zajęła nam długo. Otworzyłem drzwi i nie zwracając uwagi na innych zaniosłem ją do pokoju i położyłem do łóżka.

-Jev... zostań ze mną- powiedziała i wskazała miejsce na łóżku. Bez słowa zdjąłem koszulkę i położyłem się obok niej.

-Kocham cię.

- Wiem i ja też cię kocham. A teraz śpij.- Amanda wtuliła się w moje ramiona i zasnęła, a ja złożyłem na jej czole malutki pocałunek. W końcu miałem pewność że jest bezpieczna i nie zamierzałem już jej opuszczać.


------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- Tada... oto i rozdział! Mam nadzieję że wam się podoba :) Przepraszam za tą długą przerwę ale miałam dużo nauki i... a nie będę się tłumaczyć bo już tego nie zmienię. Następny rozdział powinien być na czas :)


3 komentarze:

  1. Na reszcie nadrobiłam zaległości i teraz będę na bieżąco xD
    ucieczka była taka ... prosta. Trochę za prosta jak na mój gust.
    No to Rose znowu nie udało się wsadzić synka na stanowisko Alfy ... Jak szkoda. Czujesz ten sarkazm?
    Końcówka jest słodka. W sumie cały wątek Jeva i Am jest słodki. Wtedy, gdy mówiłaś o tym mocniejszym uczuciu od miłości, od razu przypomniał się Zmierzch i wpojenie ...
    Ściskam mocno i życzę weny :*
    ~ Alex

    OdpowiedzUsuń
  2. Jejku, tak leciutko i przyjemnie piszesz. Jednym tchem przeczytałam wszystkie rozdziały i jestem z tego dumna (a co xD). Urocze zakończenie notki Tak więc weny i czekam na nowy post!

    Zapraszam do siebie, choć to dopiero marne początki.
    http://zapomniana-partytura.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj, nieznajomy!
    Och, cóż z Ciebie za tajemnicza postać! Patrzę w Twe oczy i nie wiem... Jesteś jednym z nas, czy nie?
    Dołącz do naszej watahy, pokaż się w świecie wilków i wilkołaków!
    http://ksiega-lykan.blogspot.co.uk/

    OdpowiedzUsuń

Czytasz= Komentuj dla ciebie to chwilka dla mnie to wiele znaczy